środa, 11 lutego 2015

Scenariusz do skeczu

Witam Serdecznie!

Pierwszy raz mam okazję opublikować coś takiego, a robię to bez entuzjazmu z przyczyn osobistych... Mam jednak nadzieję, że to co wymyśliłam i przedstawiłam poniżej, sprawi, że ktoś się uśmiechnie. Wciąż nie jest dopracowane. Przynajmniej ja odnoszę wrażenie, że czegoś brakuje... Pomysł na stworzenie takiego scenariusza narodził się dość spontanicznie, gdy wędrowałam wczesnym rankiem krakowskimi Plantami... Chyba przesiąkłam historią sztuki...

Historyk sztuki u psychiatry

W jasno oświetlonym pomieszczeniu bez okien znajduje się krzesło, stolik i fotel. Krzesło zajęte jest przez psychiatrę Izydora Milecika, który, jak zwykle, przyjmuje pacjentów, cierpliwie ich słucha i pomaga znaleźć rozwiązanie problemu. Nagle rozlega się pukanie do drzwi.



Pacjentka: PUK! PUK!
Psychiatra: Proszę! (Wchodzi pacjentka.)
Pacjentka: Dzień dobry panie doktorze!
Psychiatra: Dobry, dobry... proszę usiąść. (Dłonią wskazuje fotel.)
Pacjentka kładzie się na fotelu i patrzy to w sufit, to w doktora, to w ścianę, itd.
Psychiatra: (skończywszy czynić notatki, pyta lekko znudzony) No, dobrze... To, co panią do mnie sprowadza?
Pacjentka: (ze smutkiem) Ech... Panie doktorze... 5 lat! 5 lat studiowałam historię sztuki... I z powodu tego studiowania teraz mam taki, dość już irytujący nawyk. Wszystko kojarzy mi się ze sztuką. Wszędzie, dosłownie wszędzie mi się to zdarza! (przerywa, dostrzegając obraz za plecami doktora) Och, cóż za niezwykły sztafaż za panem wisi!
Psychiatra: (z zaciekawieniem się obraca) Em... Słucham?
Pacjentka: (z dzikim entuzjazmem) Nie dostrzega pan, jak niezwykle został urozmaicony pejzaż górski dzięki addycji kilku postaci w prawym dolnym rogu obrazu? I jak wspaniale artysta użył modelunku światłocieniowego, by podkreślić najważniejsze walory...
Psychiatra: (nie wytrzymuje) Dość! Dość! (robi oddech) Faktycznie, całkiem pani przesiąkła sztuką...
Pacjentka: Zupełnie jak płótno farbami, nie? (puszcza oczko)
Psychiatra: Tak... yyy... to znaczy nie! Zaraz, z tego wszystkiego zapomniałem spytać o pani nazwisko... Proszę się przedstawić.
Pacjentka: Helena Nisza-Wykusz.
Psychiatra spojrzał jakoś dziwnie, ale upewnił się, że pacjentka mówi poważnie.
Psychiatra: No cóż, widzę, że pani nazwisko ma wiele wspólnego z pani zawodem... To chyba przeznaczenie...
Pacjentka: (ciut żywiołowo) Nie inaczej!
Psychiatra: Zaraz, zaraz zawód. Właśnie! Przecież to pani zawód, pani chyba za tym przepada, więc to chyba powinno nie stanowić problemu dla historyka sztuki...
Pacjentka: Panie doktorze, ależ oczywiście, że za tym przepadam! Tylko, że to trochę męczące dla mego najbliższego otoczenia, dla mnie trochę też...
Psychiatra: Wiem! Potrzeba pani odpoczynku, najlepiej w miejscu, gdzie nie ma niczego, co kojarzyłoby się ze sztuką...
Pacjentka: (ironicznym tonem) Doktorze, obawiam się, że to niemożliwe.
Psychiatra: Ależ możliwe, wystarczyłoby nawet wyciągnąć rower i wybrać się do lasu...
Pacjentka: ... żeby w trakcie wysiłku fizycznego myśleć o wykorzystaniu drewna dębowego w malarstwie Europy Północnej albo pocieszać się myślą, że większości artystów było w życiu ciężko? W życiu Madrytu!
Psychiatra: Miasta już pomijam, ale proszę pomyśleć chociaż o wypoczynku w gór... (spojrzał na obraz zawieszony za nim) Nie, nie. Cofam to... Niech pomyślę... Wiem! Morze, plaża!
Pacjentka: No, niech mnie pan nie osłabia... Wie pan, ile dzieł przedstawiających morze istnieje? Gwoli ścisłości, to tak zwane mariny. Jest ich całe mnóstwo! A plaża... przecież spojrzę na piasek i zacznę rozmyślać o wytwarzaniu szkła.
Psychiatra: Doprawdy, ciężko pani dogodzić... Może jakaś przyjemna książka, nie traktująca o sztuce, pani pomoże...
Pacjentka: No i to jest coś, dobry pomysł. (rozmarzona) Miło byłoby jeszcze raz przeczytać Władcę Pierścieni...
Psychiatra: Widzi pani, a jednak jest jakaś szansa...
Pacjentka: (z uśmiechem Mony Lisy) O, tak. Ach, jak przyjemnie znów będzie się wyobrażało: fasady tych wszystkich budowli w Minas Tirith, fortyfikacje w Helmowym Jarze... Dobrze byłoby się zastanowić nad genezą norek hobbickich... Przecież autor trylogii na pewno inspirował się pewnymi egzemplami w architekturze... No a ten Helmowy Jar, tu na pewno zaistniała pewna fascynacja budowlami obronnymi średniowiecznymi, czyż nie? (patrzy zdziwiona na doktora, który ukrył twarz w dłoniach) Czy wszystko w porządku, panie doktorze?
Psychiatra: Tak, tak... jeszcze. (z westchnieniem, splatając dłone i opierając łokcie na stole) Istotnie, pani jest ciężkim przypadkiem...
Pacjentka: Nie. To po prostu jest silniejsze ode mnie. (poprawia okulary, przyglądając się uważnie twarzy doktora) Przecież w każdej książce będzie architektura... No przecież bohaterowie literaccy też muszą gdzieś mieszkać...
Psychiatra: (chwilę milczy, słuchając słów Heleny) Zaiste, zaiste to prawda... (nagle wstaje i triumfalnym głosem zdziwionej pacjentce oznajmia) Wiem! Istnieje lektura w sam raz dla pani! LUDZIE BEZDOMNI, Stefana Żeromskiego! (udawanym tonem, gorączkowo patrzy na zegarek) Och, muszę biec, spóźnię się...

Po czym ucieka przed pacjentką, usiłującą mu wyjaśnić, że główny bohater na początku powieści odwiedza paryski Luwr, gdzie dostrzega takie dzieła jak Wenus z Milo, "Biedny rybak", "Amor i Psyche", itd.

Wnętrze kolegiaty w Klimontowie.
Fotografia wykonana w maju roku 2014.


Miłego Dnia!

Edycja postu: 3 II 2024
...

1 komentarz:

  1. Całkiem zręczna miniaturka sceniczna jak dla mnie, choć szczerze przyznaje pewne słowa były dla mnie nowe (zerknę potem, może znajdę odpowiedź co one znaczą). :)

    Tak mi jakoś do głowy wpadło to porównanie, może ze względu na istnienie dwóch rzeczy (ok, kiwi to zwierzę) o tej samej nazwie. Można by tak jeszcze wymyślić parę utworów zbudowanych na zasadzie takich skojarzeń, zamek-zamek (w drzwiach-budowla, budowla-zamek z piasku) itp. itd.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Serdecznie za twoją opinię!
Wyrażam nadzieję, że twoje słowa pozytywnie wpłyną na dalszy rozwój niniejszego bloga.

Z wyrazami szacunku,
Luffina