sobota, 7 grudnia 2019

Scenariusz do Jasełek, bo coraz bliżej święta

Witam Serdecznie! 🎄

Prace nad sonetem trwają, a w międzyczasie chciałabym, abyście zapoznali się ze scenariuszem, który napisałam już jakiś czas temu. Początki były trudne, ale jestem zadowolona z ostatecznego efektu. Lubię tworzyć taką formę literacką. Z pewnym zdumieniem stwierdzam, że zawsze było w niej coś, co mnie pociągało.
Zapraszam do zapoznania się z poniższym scenariuszem. 

Droga do Betlejem

Obsada:

  • Narrator
  • Anioł 
  • Wojtek (najmłodszy z rodzeństwa pasterzy)
  • Szymon (średni z rodzeństwa pasterzy)
  • Bartek (najstarszy z rodzeństwa pasterzy)
  • Antek (chłopak w wieku 19 lat)
  • Hanna (kobieta w wieku ok. 29 lat)
  • Tomasz (mężczyzna w wieku ok. 39 lat)
  • Maryja
  • Józef

CZĘŚĆ I

Narrator: Opowiem Wam o tym, jak pewną noc czarną rozjaśniło światło niezwykłej urody. Wówczas młodzi pastuszkowie odpoczywali po dość pracowitym dniu na jednej z górskich hal. Wyglądało na to, że nic nie mogło zakłócić ich spokojnego snu. A jednak!

Wchodzi anioł i przybliża się do odpoczywających pasterzy.

Szymon: Zaraz, zaraz... Co się dzieje? Bartku, Wojtku wstawajcie natychmiast, bo chyba się pali!
Bartek: Co? Co też mówisz, bracie? Och, rzeczywiście! Łuna bije tuż przed nami!
Wojtek: A-ale skąd takie wielkie światło? Dobrze, żeśmy się obudzili.
Anioł: Moi drodzy, nie bójcie się!
Szymon: Czekajcie! Czy mi się zdaje, czy z tej łuny kogoś słychać?
Anioł: Jestem Aniołem i przybywam do Was z Dobrą Nowiną! Radujcie się, bo dziś w Betlejem, w ubogiej stajence narodził się Jezus, Boży Syn. Witać się Wam Go godzi!
Wojtek: No coś niesłychanego! Toż to rzeczywiście Dobra Nowina! Chętnie pójdziemy!
Bartek: Panie aniele, ale gdzie jest to Betlejem? Jak tam dojdziemy?
Anioł: Drogę wskaże Wam najjaśniejsza z gwiazd. Podążajcie jej śladem.

Anioł schodzi ze sceny.

Szymon: Chwileczkę... Och, anioł zniknął...
Bartek: No to na co czekamy? W drogę, ale nie z pustymi rękami! weźmy to, co mamy najlepsze. (po chwili) Gotowi? Chodźmy...

Szymon z Bartkiem ruszają.

Wojtek: Już, już... Ech, gdzie ja go położyłem? Jest! (podnosi kożuch) Ciepły kożuszek! Myślicie, że... Hę, gdzie oni są? Wygląda na to, że już poszli... Hmmm, anioł mówił, żeby iść za gwiazdą. Jeśli za nią pójdę na pewno się nie zgubię!

Wojtek rusza, a w tle rozbrzmiewa kolęda "Świeć gwiazdeczko, mała świeć".


CZĘŚĆ II

Narrator: Młody pastuszek odważnie ruszył przed siebie ufając gwieździe, która go prowadziła. Jednakże noc pełna jest niespodzianek. Z mroku mogą nawet wyjść Ci, którzy zboczyli z właściwej ścieżki albo nie podnieśli się z jej trudów. I gdy pastuszek szedł, niespodziewanie kogoś spotkał.

Wchodzi Antek chwiejnym krokiem.

Wojtek: O, kim jesteś? Czy Ty także idziesz do Betlejem?
Antek: B-Betlejem? Nie... Antek jestem. Mam dziewiętnaście lat oraz poczucie, że zmarnowałem życie na używki...
Wojtek: Wojtek, miło mi poznać! Używki? Co to takiego?
Antek: Moje nałogi, mały. Pokusy, którym dałem się zwieść przez własną głupotę... Naprawdę nie wiem już teraz, co i komu chciałem udowodnić, gdy spróbowałem pierwszego narkotyku. Tak samo potoczyło się z alkoholem... W końcu jeden ze znajomych zatruł się jakimś świństwem tak koszmarnie, że... Ach! Po co ja Ci to mówię? Ja Cię nawet nie znam...
Wojtek: Jestem pasterzem i chcę zanieść ten ciepły kożuszek do Betlejem. To mój dar dla nowonarodzonego Pana Jezusa. Jak chcesz, możesz pójść ze mną.
Antek: Ale po co? Po co miałbym pójść z Tobą? Nie widzę sensu w życiu...
Wojtek: A dlaczego nie? Może akurat jakiś sens zobaczysz? Zresztą, rób co chcesz - ja idę za gwiazdą.

Po chwili ciszy.

Antek: Dobra, poczekaj! Pójdę z Tobą, mały.

Wojtek z Antkiem ruszają dalej. Niedługo później natrafiają na przygarbioną postać siedzącą na ziemi. Jest nią Hanna, która znalazła się tam w chwili monologu Antka.

Wojtek: O, witamy panią! Dlaczego pani się tak smuci?

Hanna podniosła głowę na dźwięk głosu Wojtka.

Hanna: A co? Nie widać może? Jestem sama. Jak palec!
Antek: No, w sumie to niekoniecznie. Teraz jest nas już troje.
Hanna: Pff! Śmieszek się znalazł! Nie pojmujesz mojego cierpienia, nikt nie pojmuje... Od dzieciństwa nie potrafiłam znaleźć przyjaciół. I z rodziną się nie dogadywałam. A ja naprawdę - naprawdę! - nie wiem dlaczego tak jest, czy ze mną jest coś nie tak... Nie wiem co dalej. Nic mnie nie cieszy. Jeszcze tak dużo złego się dzieje, a ja czuję się tym wszystkim przytłoczona...
Wojtek: E, spokojnie. Mam na imię Wojtek i idę do Betlejem, by powitać Pana Jezusa. To Antek, mój towarzysz. Jak masz na imię?
Hanna: Hanna, miło mi... Idziecie do Betlejem? Fajnie, że Wam się coś chce robić z życiem...
Wojtek: A Tobie się nie chce? Może poszłabyś razem z nami? Do Pana Jezusa prowadzi Nas gwiazda. I mam też dla Niego podarek.

Po chwili zastanowienia.

Hanna: Pójść razem z Wami? Nie umiem za bardzo rozmawiać z ludźmi... Ale z drugiej strony nikt dotąd nie proponował mi wspólnej podróży... Dobrze, idę z Wami (zwraca się do Antka) Czy pomożesz mi wstać?
Antek: Jasne.

Antek pomaga wstać Hannie i razem z Wojtkiem ruszają dalej. Niedługo później napotykają na mężczyznę siedzącego na ławce. On z kolei przysiadł tam w trakcie dialogu z Hanną. Mężczyzna o imieniu Tomasz spogląda wrogo na zbliżającą się ku niemu grupę.

Wojtek: Czemu pan na Nas tak srogo patrzy?
Tomasz: Zwyczajnie - nie ufam Wam. Wyglądacie zbyt osobliwie.
Hanna: No i się zaczyna! Znowu coś nie gra!
Antek: Pewnie jakiś nałóg, co kolego?
Tomasz: Nałóg?! Za kogo Ty mnie masz?!
Wojtek: A kim jesteś i czemu Nam tak nie ufasz? Ja jestem Wojtek, a towarzyszą mi Antek i Hanna.
Tomasz: Jestem Tomasz. Kiedyś byłem pisarzem. Nie ufam nikomu, bo ktoś, kogo uważałem za najlepszego przyjaciela zdradził mnie... Mój pomysł przedstawił jako swój i zyskał dzięki temu sławę. Po prostu - oszukał mnie, a ja, w najgorszych snach, nie przewidywałem, jak bardzo to będzie bolało. To wszystko nie ma sensu... Najmniejszego!
Wojtek: To może byś go spróbował odnaleźć? No wiesz, ten sens. Posłuchaj, my idziemy do Betlejem, aby przywitać Pana Jezusa i chcę mu podarować ten kożuszek. Co Ci zaszkodzi przejść się razem z Nami? Idziemy za gwiazdą, więc się nie zgubimy.
Tomasz: Serio? A skąd masz taką pewność?
Wojtek: Bo ja zwyczajnie ufam tej gwieździe.
Tomasz: Wiesz co, mały? Nie brak Ci tupetu. Dawno nikt tak ze mną nie rozmawiał... Niech tak będzie. Pójdę z Wami.

Cała czwórka rusza w drogę. W trakcie ich wędrówki rozbrzmiewają dźwięki kolędy "Ach, gdzie ja szedłem". Wówczas na scenie pojawiają się Święta Rodzina oraz towarzyszący im aniołowie (statyści). Powoli przybliżają się ku nim starsi bracia Wojtka, rozglądający się wokoło.

CZĘŚĆ III

Narrator: Tymczasem w Betlejem panowała wielka radość, której właśnie doświadczali Szymon i Bartek, bracia Wojtka. Z wielkim zadziwieniem przyglądali się Dzieciąteczku, jego matce - Maryi oraz opiekunowi - Józefowi, którzy znajdowali się w ubogiej stajence. Chwilę później na horyzoncie zamajaczyły sylwetki Wojtka oraz jego towarzyszy.
Szymon: Uff, jest Wojtek! Już się o niego zaczynałem martwić.
Bartek: Widzisz? Poradził sobie i - patrz! - kogoś przyprowadził.

Wojtek i jego towarzysze zatrzymują się przed stajenką. Wojtek przyklęka, a następnie zbliża się do żłóbka.

Wojtek: Witaj Boże Dziecię. Jestem Wojtek. Proszę, przyjmij ode mnie w darze najcieplejszy kożuszek, jak posiadam.

Wojtek kładzie kożuch przy żłóbku.

Antek: Ja, no, nie bardzo wiem, co mam powiedzieć. Czuję się tu jakoś tak - bezpiecznie...
Hanna: I ja czuję się inaczej. W sercu moim jest teraz jakby cieplej... Czy to radość?
Tomasz: Moje serce... Czuję, jak staje się - otwarte. To cud...
Wojtek: (zwraca się do towarzyszy) Wy płaczecie i śmiejecie się jednocześnie! Chyba dobrze zrobiliście, że poszliście razem ze mną.
Antek: No tak! Dawno nie byłem taki szczęśliwy...
Hanna: Dobrze było Cię spotkać! Nie czuję się już tak samotna i przygnębiona.
Tomasz: I ja cieszę się z naszego spotkania, Wojtku! Czuję, że znalazłem się we właściwym miejscu.
Maryja: Przebyliście długą i trudną drogę, by radować i zdumiewać się razem z Nami. Mogliście postąpić inaczej, ale zaufaliście gwieździe. Dziękujemy Wam za podjęty trud. Proszę, pozostańcie z Nami i Bożą Dzieciną. Pomimo smutków, które Was dotknęły dotarliście tutaj.

Gdy pastuszkowie, Antek, Hanna i Tomasz zasiadają wokół stajenki, Maryja zaczyna śpiewać pierwszą zwrotkę i refren kolędy "Zaśnij Dziecino". Po chwili wszyscy obecni na scenie, razem z nią powtarzają refren.

Koniec. 

Życzę Miłego Dnia :-) 






2 komentarze:

  1. Zupełnie nowy typ historii widzę. Całkiem zmyślnie to wszystko przedstawiłaś. Podoba mi się całość. :)

    Pewnie jęk tej krewetki należy do jednych z bardziej żałosnych dźwięków. :D Chociaż pewności nie mam.

    Artur Andrus to mój prywatny Mistrz.

    W tym właśnie całość się zasadza, że to może być przywódca jakiejś niezbyt miłej organizacji. To taki rodzaj ostrzeżenia.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi jakoś przeszło tworzenie takich większych form. Jakoś wolę trzymać się wierszy.

    Ten o Ikarze i Dedalu to w sumie zapis jakichś dziwnych myśli. Czasem sam się dziwię, skąd miałem jakiś pomysł na wiersz. Ale w sumie jest to nawet ciekawe doświadczenie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Serdecznie za twoją opinię!
Wyrażam nadzieję, że twoje słowa pozytywnie wpłyną na dalszy rozwój niniejszego bloga.

Z wyrazami szacunku,
Luffina