niedziela, 20 grudnia 2020

Sonet o zaczarowanej dzieweczce Rembowskiego

 Witam Serdecznie!


     W pierwszych słowach niniejszego postu przepraszam, że tak długo zajęło mi tworzenie kolejnego utworu z serii spotkanie ze sztuką. Początkowo miałam kłopot z wyborem dzieła Jana Rembowskiego (1879-1923), które mogłoby posłużyć mi za inspirację do napisania sonetu. Często też brakowało mi pomysłu, a każde kolejne próby napisania wiersza okazywały się nietrafione.

Ostatecznie wybrałam:

Jan Rembowski, Zaczarowana dzieweczka, olej i tempera na płótnie, 84,5 x 126 cm, 1913 r., Muzeum Narodowe w Warszawie. Źródło.


     Zanim przedstawię Wam sonet, zostawię parę słów o autorze omawianego dzieła. Rembowski był artystą wszechstronnym i oprócz malowania, zajmował się także rzeźbiarstwem (uczył się w pracowni Konstantego Laszczki), projektowaniem wnętrz i przedmiotów sztuki użytkowej, ilustrowaniem , pisaniem wierszy (co wyda Wam się interesujące czy może nawet zabawne do Zaczarowanej dzieweczki, Rembowski napisał sonet. Tak! I można się z nim zapoznać w artykule p. J. Jaśkiewicz, pt. A Ty... jak to widzisz? Motywy fantastyczne w sztuce polskiej, udostępnionym na portalu "Niezła Sztuka" 1 lipca 2018 r.), opowiadań czy artykułów prasowych. 

    W jego twórczości mocno uwidoczniła się inspiracja stylem Stanisława Wyspiańskiego (wręcz nazywano go jego naśladowcą), folklorem Podhala (warto wspomnieć, że w latach 1903-1916 przebywał w Zakopanem, gdzie powstały jedne z jego najbardziej rozpoznawalnych wizerunków górali i góralek) oraz wczesnym renesansem włoskim. To ostatnie ze wspomnianych przeze mnie źródeł inspiracji znalazło swoje odbicie w układzie kompozycyjnym Zaczarowanej dzieweczki (Rembowski nawiązał bowiem do motywu Sacra Conversazione).

Teraz już zachęcam do zapoznania się z mym utworem!


W krainie niepewności


Jak podaje stara już legenda, tuż za cierniowym lasem, 

gdzie wiatr zwykł cicho pomrukiwać basem 

i mgła wszelką barwę w krainę snu skutecznie porywa,

księżniczkę dwóch rycerzy przed niebezpieczeństwem skrywa.


Przybrani strojnie, srogim wzrokiem porozumiewają się bez słów, 

nie opuszczają gardy i służą swojej wątłej pani od wieków. 

Spod wianka, zdobiącego jej jasne pukle wyzierają smutne, przenikliwe oczy,

których nic nadzwyczajnego już w życiu nie zaskoczy.


O czym rozmyśla i czego pragnie, nikomu tego nie powie.

Pozwala myślom swobodnie snuć się po głowie, 

podobnym w tym działaniu ptakom i jeleniom szukającym schronienia w leśnej głuszy.


Mimo to, zarówno księżniczka, jak i rycerze nakłaniają swe uszy, 

bo w każdej chwili spodziewają się nieproszonych gości, 

nie wiedząc, czy spodziewać się z ich strony przyjaźni, czy wrogości.


     Co ciekawe istnieje druga wersja Zaczarowanej dzieweczki, namalowana w tym samym roku i obecnie znajduje się w zbiorach Muzeum Sztuki w Łodzi (link do obrazu zostawiam tutaj). Porównując oba obrazy można dostrzec różnice w kolorystyce, ujęciu gestów postaci czy też w potraktowaniu tła. Zarówno łódzka, jak i warszawska dzieweczka stanowiły część wystawy, pt. Choroba jako źródło sztuki, którą można było zwiedzać w dniach 28.04-11.08.2019 r. w poznańskim Muzeum Narodowym. 

     Przy okazji chciałam wspomnieć o tym, że przyglądając się tej warszawskiej wersji zaciekawiła mnie scena przedstawiona na tronie, tuż nad głową dziewczynki. W centrum znajduje się drzewo, od którego odbiegają jelenie, a za nimi w tle... przechadzają się ptaki?














     W każdym razie nie byłam pewna, czy to na pewno są ptaki. Tak się złożyło, że niedawno natrafiłam na czasopismo "Świat" z 1914 r., które zawierało krótką notatkę dot. Rembowskiego oraz reprodukcje jego obrazów. Wśród nich znajdował się Akt kobiecy, w którego tle rozwieszone były rozmaite tkaniny z dość znajomo wyglądającymi wizerunkami zwierząt. Na zamieszczonej poniżej reprodukcji wyraźnie widać biegnące jelenie oraz przechadzające się w tle ptaki, przypominające pawie. 



 

 

I to by było na tyle.

Mam nadzieję, że mój wywód Was nie znudził, a i sonet okazał się interesującym.

Przy okazji - 

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia 

życzę Wszystkim tu zaglądającym

Spokoju, Radości, Miłości,

Cierpliwości i Wytrwałości!


🎅 Miłego Dnia! 🔎


PS. W następnym spotkaniu ze sztuką zagości limeryk dotyczący jednego z dzieł Aubreya Beardsleya. Mogę dodać na pocieszenie, że JUŻ wybrałam potencjalne źródło inspiracji. Uff!

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa kompozycja całego wpisu, niczym list do przyjaciół.
    Inspirowanie się malarstwem dla tworzenia poezji to trudna sztuka, przeczytałam z przyjemnością i gratuluję.
    Życzenia przytulam, a moje jeszcze będą na blogu:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe to wszystko i nie znane mi wcześniej. Z tego co wiem Zdzisław Beksiński miewał tak, że potrafił niektóre swoje obrazy zmieniać po kilka razy. Zwłaszcza jak był już starszy to zmienił się w surowego krytyka swoich dzieł. I właściwie nigdy nie był do końca zadowolony z tego co namalował.

    Dzięki za uznanie. Ostatnio inspiruję się tytułami zagranicznych piosenek mniej znanych zespołów. Filmy Lyncha należą chyba wszystkie do gatunku, który zaczął się chyba ,,Psem Andaluzyjskim". Nawet w tych w miarę zwyczajnych można znaleźć takie wątki, że tylko ze snem można je zestawić.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Serdecznie za twoją opinię!
Wyrażam nadzieję, że twoje słowa pozytywnie wpłyną na dalszy rozwój niniejszego bloga.

Z wyrazami szacunku,
Luffina